Wzięli i napisali

Szanowna Redakcjo! Sezon na plenerowe imprezy trwa. Uczestnicy bawią się doskonale, za to problem mają mieszkańcy, którzy często przysłuchują się koncertom wbrew własnej woli. Jak się okazuje, mają jednak małe szanse na obronę przed decybelami. Cóż, życie w mieście ma swoją cenę, z którą trzeba się pogodzić... bo nie my o tym decydujemy.

Zmora na alert

Wzięli i napisali / Zmora na alert

Przekonałem się o tym na własnej skórze w zeszłą niedzielę, kiedy po spotkaniu z rodziną wróciłem do domu. Ulica Topolowa, przy której mieszkam już z daleka witała mnie głośną muzyką, feerią świateł oraz wrzaskami i to nie na moje powitanie. Kolejny już koncert pod pałacem przyciągnął tu całą zgraję, zapewne nie tylko mińszczan. A właśnie takie atrakcje czekają mnie tu w każdy weekend. Niezliczone ilości samochodów, zastawione chodniki oraz wjazdy, to norma. Parking pod blokiem oczywiście jak zwykle był całkowicie zapełniony, toteż miałem niemałą zagwozdkę, by zaparkować blisko domu.
W mieszkaniu okazało się, że zorganizowana na cześć jakiegoś, od siedmiu boleści mińszczanina, impreza zmuszała mnie do bezpośredniego w niej uczestniczenia. Zmuszała mnie do tego, by słuchać muzyki płynącej z głośników. Pozamykałem okna. Mało komfortowe jest jednak zamykanie okna, kiedy w mieszkaniu gorąco. Okazało się, że i tak nie mogę wysłuchać spokojnie informacji telewizyjnych. Cóż, była dopiero godzina dwudziesta trzecia z minutami. Nieznośne wycia wdzierały się ostro. Słyszałem je nawet w łazience.
Nie wytrzymałem. Podbiegłem do telefonu, by zadzwonić na policję i zgłosić zakłócenie spokoju. Krzyczałem do słuchawki i pytałem, – Czy w Polsce prawo jednakowo wszystkich obowiązuje? Głos w słuchawce, doskonale wiedział dlaczego krzyczę. Potulnie mówił, – Pan pewnie w sprawie imprezy pod pałacem, ale my nic nie możemy zrobić. – Dlaczego, przerywałem, przecież jest już dawno po godzinie 22. Głos w słuchawce informował, że policja nie może interweniować, bo burmistrz dał zezwolenie. Impreza może trwać aż do godziny 24. Zdrętwiałem. Jak to? - Nikt przecież okolicznych mieszkańców nie pytał o zdanie, krzyczałem zły i oburzony. Okazało się (nie pierwszy już raz), że jako mieszkaniec miasta mogę sobie tylko po próżnicy pokrzyczeć. Taka też była puenta rozmowy z policjantem. Oni interweniować nie mogą, bo wg prawa wszystko jest w porządku. Okazuje się też, że w polskim prawie nie istnieje zapis o ciszy nocnej. Jest to informacja dla tych, którzy chcieliby jako oręża używać terminu „cisza nocna”. Zasada, że nie hałasuje się od 22. do 6., to prawo zwyczajowe i wyniesione jeszcze z czasów PRL-u.
Nawet, jeżeli impreza już się skończyła, młodzi ludzie wcale nie odchodzą. Hałasy są naprawdę uciążliwe, bo przecież rano trzeba wstać do pracy. W takich warunkach nie da się wypocząć. Często też dochodzi do dewastacji czy zanieczyszczenia terenu przed blokiem. Imprezowicze sikają przy klatkach schodowych, czasami dzieją się naprawdę skandaliczne rzeczy. Stanowczo protestuję przeciwko nocom udręki, jakie fundują okolicznym mieszkańcom władze miasta i pałacu. Jeżeli koniecznie trzeba fundować za grube pieniądze taki chleb i igrzyska dla mas, to może gdzieś indziej. Dla nas to namaszczone przez burmistrza zmory, które budzą i nie dają nam spać.

Numer: 37 (884) 2014   Autor: Mieszkaniec ulicy Topolowej





Komentarze

DODAJ KOMENTARZ

Wpisz nick.

Nick *

Nieprawidłowy adres e-mail.

Adres e-mail *

Wpisz treść wiadomości.

Treść wiadomości *