Powiat mińskiVIII Mivena Etno-Kabaret 2015

Humorystyczne teksty, oryginalne rekwizyty, barwne stroje oraz przyprawioną kabaretowym śpiewem promocję kultury polskich etnoregionów zaprezentowali uczestnicy VIII Festiwalu Mivena Etno-Kabaret. Pokazali ze smakiem, że kultura ludowa wciąż żyje i właśnie takiej werwy oraz wigoru na następne siedem lat życzył wszystkim starosta Antoni Tarczyński

Strzechy uciechy

VIII Mivena Etno-Kabaret 2015 / Strzechy uciechy

Urok siedemnastu kabaretowych wystąpień wpisał się w serc pamiątkę o czym śpiewał i czego życzył, witając gości, prezes Miveny Zbigniew Piątkowski. Nie zabrakło wymalowanych zmysłem biesiadnych stołów, szydełkowych cudów Janiny Gruby, serdecznych rozmów przyjaciół oraz śpiewaczych popisów i tańców, do których rwały się także obserwatorki Hanna Wocial, Zofia Piątkowska i Teresa Romaszuk, a w finale także starosta Antoni Tarczyński.
Z roku na rok na etno-kabaretach zespoły, zasilone często w bogate instrumentarium, prezentują oryginalne scenariusze i stroje. Mińskie spotkania z folklorem, jak twierdzą, stają się dla nich inspiracją w rozwoju. Przybywa także młodych pasjonatów folkloru, którzy wzorem starszego pokolenia, z energią i pomysłem ubarwiają klimat swych rdzennych środowisk oraz promują kulturę polskich etnoregionów. Rodzynkiem tegorocznych kabaretów stała się siedemnastoletnia Daria Kowalczyk (podopieczna Zofii Charamut), która w śpiewie powróciła do najefektowniejszych źródeł kultury kurpiowskiej i to ona otrzymała w tym roku honorowy tytuł Etno-Psoty.
Nagrodę Główną zdobyli Leśnianie, którzy śpiewem i tańcem roztoczyli w Mińsku uroki regionu świętokrzyskiego. Zaprezentowali karnawałowe, pełne pokus, zapustnych zabaw czy harców kusoki świętokrzyskie. Nie zabrakło przebierańców, niezbyt obłaskawionego turonia oraz bogatego w wódkę i ciepło piekła. Leśnianie, wspólnie z kierowniczką Jadwigą Wroną żywiołowo podkręcali tempo, zadziwiali, rozśmieszali i nie pozwolili popadać w letarg. Widzowie, smagani co i rusz dźwiękiem bębna, akordeonu, skrzypiec i klarnetu wybiegali, by potańczyć.
Podobne emocje, wzmocnione humorem poślubnej nocy, oprawione w obrzędową muzykę, zaprawione także siarczystym tańcem, wnieśli na scenę Kurpie od Myszyńca i oczywiście wytańczyli miejsce pierwsze. Zaprezentowali śpiewogrę „Ła po slubzie to cia lubzie” czyli rzecz o dziewictwie, nocy poślubnej na Kurpiach, miłości małżeńskiej i zaletach tego stanu. Śpiewane opowieści ubrane były w muzykę wprost z Puszczy Zielonej, donośny głos Zofii Charamut i jak zwykle, w aktorską figlarność Zbigniewa Piątkowskiego. Nie zabrakło więc mocnego całowania, niczym miód słodkich ust, tradycyjnych przyśpiewek oraz wyrzekania na los. Niestety okazało się, że męża nie trzeba pilnować, bo do nocy poślubnej nie jest koniecznie potrzebny.
Kurpie z Jednorożca figlarnie, psotnie i bardzo przewrotnie przywoływali także kuluary
przedślubnych i tych ślubnych chwil.
- Jakie to dla mężczyzn czasy nastały, wyrzekała w ich imieniu Stanisława Ferenc, by później śpiewać Luli, skarbie ty mój, tata do snu utuli i pytała - A mama gdzie? Kto to wie, robi co chce... Historie o niezależnych żonach we frakach i mężach w czepkach czy zasilone głosem Haliny Tworkowskiej życzenia, nagrodzono miejscem drugim. Widzowie nie poddawali się więc kryzysowi, życzyli sobie wzajemnie urodzaju w dzieci i bawili się razem z Kurpiankami.
Seniorynki z Podlasia jak zwykle nie zawiodły. Ukazały śmiechu warte perypetie rozgadanej ale nie koniecznie rozgarniętej sołtyski oraz babcine, z demencją starczą kłopoty. Usprawiedliwione rzecz jasna, bo – Jak kto ma sklerozę, to wszystko powiedzieć może, przekonywała Danuta Kalinowska. Jednocześnie, pytając się – Czy biegnę jeszcze?, ukazywała
na wesoło niesprawiedliwości wieku starczego. Nie zabrakło też politycznych wycieczek i próśb, by Ewa, co była w raju zapewniła emerytom fortunę oraz piosenek o wiosennej miłości i seksie, w myśl zasady Jak mnie kochasz, to mnie bierz. Uśmiech, temperament, żywioł oraz oryginalne teksty Seniorynek zostały nagrodzone trzecim miejscem.
Kilka kolejnych grup zadziwiło humorem i zmieściło się punktami w nagrodach specjalnych. Wśród nich znany zespół Wspomnienie z zarawskich Starych Bylin przybliżył całkiem nowoczesną bajkę o Jasiu i Małgosi, a potem z dużą dozą wazeliny, wyśpiewał całą prawdę o organizatorze etno-kabaretów. Jakby tego było mało, młodzi, których zdecydowanie w zespole jest najwięcej, zastanawiali się czy w starym piecu ogień się jeszcze pali. Zespołowa babcia, Zofia Łysakowska wymalowała wierszem uroki życia, przypisane połamańcom, wapniakom i sklerotykom. Cóż, okazało się, że nie dosłyszą, nie dowidzą, światła już nie gaszą, w tańcu nie ściskają, a i kości im trzeszczą, jak jasna cholera. Zostały jednak wspomnienia, przekonywali starsi, o tym jak to… tangośmy tańczyli, bliziutko, bliziutko... partnerki trzymali za plecy niziutko, toteż narzekać nie trzeba i nie życzyli młodym iść prosto do nieba.
Wrzosowianie przypomnieli pełną złośliwości, zawiści i zazdrości naturę bab. Okazało się, że są bardzo zdolne i przebiegłe, toteż w konia zrobią niejednego chłopa. Gdy trzeba, potrafią się o niego pobić.
To w śpiewie, to prozą, o tych babinych uciechach, o Jagusi i ukochanym Jasieńku, a nawet o spirytusiku, opowiadała Henryka Kacprzak z zespołu Wilkomińscy. Dała się nawet namówić na niewinny handelek. I trudno było się oprzeć, bo towar był całkiem figlarny, a i sprzedający – Zbigniew Piątkowski - wart grzechu. Zachęcała więc wspólnie z nim do używania życia.
Echa teatrów weselnych oraz nawoływania do niezbyt wyrafinowanych zabaw o mocnym podtekście erotycznym dało się także wyczuć podczas występu zespołu My z Jakubowa. Rozśpiewana grupa, pod wodzą akordeonistki Zofii Kowalskiej zachęcała do brania przykładu z wróbelków, a Joasia Brewczyńska przybliżała wierszowane historie o chłopskiej doli.
Banda Retro z Ostrowi Mazowieckiej objawiła się na scenie, niczym barwna pocztówka z innej epoki. Wieczorowe suknie, przepaski z piórkiem i papierosy w szklanej pipetce wpasowały
się w koloryt folkloru miejskiego, a i humoru też nie zabrakło. Piosenki o Walerci czy pannie Andzi wymalowały klimaty polskich filmów przedwojennych. Prawdziwym odkryciem okazał się jednak Antoni Kociołek o mientkim sercu, zagrany przez Marysię Rybińską. Czarny wąsik, miotła, rozgrzewający kielich gorzałki, figle z Genią i niewybredne żarty, to jego znak rozpoznawczy. Wszyscy bawili się więc wspólnie z nim u cioci na imieninach, a i miłowali, bo… nie kochać w taką noc, to grzech.
Wyróżnieni zaproponowali także całkiem niesforne pomysły na życie. Kurpie z Myszyńca przywieźli rozmaitość emocji, kolorów i tradycyjnych przyśpiewek, tym razem związanych z poprawinami. Zachęcali do miłowania i przestrzegali przed wyborami z rozsądku... bo stary chłop to kłopot.
Łochowianie zachęcali do tańca i używania życia, toteż nie dziwi, że zrobiło się hucznie, gdy śpiewali piosenki starej Warszawy.
Kabaret Kurczepieczone z ziemi węgrowskiej sięgnął po muzykę i obyczaje kultury żydowskiej.
Menora, żelazko z duszą, samowar, maszyna do szycia i jarmułka na głowie, to akcenty domu krawca Mośka. Miłosne piosenki dla Salci, kłótnie z sąsiadami i apetyt na posiadanie, to skrojone humorem opowieści o wypełnionej kulturą innych narodów minionej rzeczywistości.
Wolanie z Woli Polskiej nakreślili ryt współczesnej ludowości, zapewnili łyk muzyki biesiadnej i pytali czy dobrze kawalerem być. Zespół rodzinny Władysław, Milena i Maciej Ruszpelowie humorystyczną piosenką oraz wzmocnioną dźwiękiem saksofonu muzyką zaprosił do zabawy. Niewątpliwie pierogi z soczewicą, którymi tego dnia częstowano, wzmocniły siły i pozwoliły hasać do woli.
Wspomnienia młodych lat utrwalone w piosence Gwizdalanek, Młodych z Duchem, Etno-Mińszczan czy Srebrzanek także spotkały się z aplauzem. Pikantne skecze i piosenki o kurce złotopiórce, starej babie, Stefciku czy matce, u której było lepiej pasowały, jak bum, cyk, cyk.
Trudno się dziwić, bo artyści włożyli w ich wykonanie wiele pracy i miłości. Zwykle odtwarzają wszystko, co pamiętają z dzieciństwa i tylko szkoda, że tak rzadko ktokolwiek wspiera tę twórczość. A jest to przecież twardy dysk lokalnej i – nie bójmy się zapewnić – narodowej pamięci. Tworzy ją pamiętana i przekazywana następcom tradycja, bez której – co wciąż powtarza Zbigniew Piątkowski, prezes artystycznej Miveny – nie mamy szans na bycie sobą w skomercjalizowanym świecie.
PS. Dziękujemy wszystkim za dar obecności, radości i tolerancji. Także za wsparcia finansowe i duchowe, które są kreatorom kultury niezbędne.

Numer: 18 (917) 2015   Autor: (ret, jzp)





Komentarze

DODAJ KOMENTARZ

Wpisz nick.

Nick *

Nieprawidłowy adres e-mail.

Adres e-mail *

Wpisz treść wiadomości.

Treść wiadomości *