Mińsk MazowieckiMińsk Mazowiecki biurokratów

Mądry i roztropny urzędnik może nas wprowadzić w stan euforii... Gdy krajem rządzą głupi biurokraci, najprostsza sprawa jest nie do załatwienia. Taką w Mińsku Mazowieckim jest prozaiczne wymeldowanie osoby z adresu, pod którym nie mieszka od wielu lat...

Trefny meldunek

Podawana w różnych mediach informacja o liczbie mieszkańców Mińska, uzyskana zapewne z mińskiego magistratu, jest niezupełnie prawdziwa. Dlaczego ośmielam się tak twierdzić? Otóż moja siostra Anna Jaworska w połowie 1987 r. wyjechała do USA. W urzędzie miasta złożyła dowód tożsamości, otrzymała paszport i wizę. Do dnia dzisiejszego nie powróciła do kraju, ale nadal ma PESE L, figuruje w spisie mieszkańców, wpisywana jest na listy wyborcze – narzeka ze swadą Ewelina Żółtek, podając przykłady urzędniczej ignorancji i niekompetencji związanej z wymeldowaniem siostry.
Jak przekonać urzędniczkę, że ktoś z nami nie mieszka, bo przed 27 laty wyjechał za granicę i nie zamierza powracać... Powinny wystarczyć pozostawione dokumenty tożsamości i oświadczenie. Jak twierdzi pani Ewelina, kilka lat temu, na okoliczność nieobecności jej siostry odwiedziła ją w domu policjantka, sporządziła notatkę. Nie wiadomo na czyje zlecenie, ale jakiś ślad z tego wywiadu powinien pozostać...
W podpisanej umowie na wywóz odpadów podała również i to pod groźba kary, iż jej siostra Anna przebywa w USA, a w domu przy ul. Licealnej zameldowana jest tylko jedna osoba. Mało tego, w końcu lutego zgłosiła ustnie urzędniczce Geli z Wydziału Spraw Obywatelskich UM ten fakt z myślą, że należałoby sprawę urzędowo zbadać, zweryfikować i uaktualnić.
– Usłyszałam, iż mam sporządzić wniosek na piśmie, na wniosku winny podpisać się osoby obce, choćby koleżanki, potwierdzające ten fakt i wnieść opłatę 17 czy 20 zł – zaczyna się denerwować pani Ewelina. Nie bez powodu, bo od tego dnia zaczęła się jej mitręga z wymeldowaniem siostry. Mało tego, gdy przygotowała pismo (bez podpisów koleżanek, bo nie chciała wtajemniczać w tę sprawę osób trzecich), Gelowa poleciła jej dołączenie wypisu z Księgi Wieczystej.
Opłaty nie wniosła, wypisu KW nie załączyła, ale pismo złożyła w biurze podawczym magistratu. No i teraz się naprawdę rozkręciła karuzela pism, oświadczeń, paragrafów i... świadków.
– Jak w sądzie, bo właśnie czekam na urzędnicze oględziny lokalu z udziałem moich sióstr i brata. Ze mną i Haliną nie ma kłopotu, bo mieszkamy tutaj, ale co zrobi Amerykanka Anna i gdańszczanin Mirosław? – retoryzuje pani Ewelina.
Po co te oględziny? Czy urzędnicza komisja ma się zapoznać z rozkładem pomieszczeń, kubaturą, stanem technicznym? Czemu ma to służyć?
– Zapewne będę nagabywana, a może i przymuszana do wpuszczenia urzędników do budynku, a temu stanowczo się sprzeciwiam, a w razie stosowania przymusu oskarżę ich o naruszenie miru domowego – oświadcza mińszczanka.
I nie chodzi jej, by siostrę z czegokolwiek wydziedziczyć czy odsunąć od rodziny. Chodzi o najzwyklejsze w świecie wymeldowanie, czyli potwierdzenie rzeczywistego niezamieszkiwania pod konkretnym adresem.
Puenta nie może być radosna, bo sprawa pachnie indolencją i brakiem dobrej woli. Czy jest jednostkowa, czy może jest więcej takich niedokładności w dokumentach miasta, przez które liczba mieszkańców miasta nie odpowiada rzeczywistości? Jeśli nawet tak jest, to przecież stoi przed nami człowiek, a nie urzędniczy, bezduszny robot zadrukowany przepisami. Na wszelki wypadek, by petentowi udowodnić, że jego etat jest niezwykle potrzebny...

Numer: 21 (920) 2015   Autor: J. Zbigniew Piątkowski





Komentarze

DODAJ KOMENTARZ

Wpisz nick.

Nick *

Nieprawidłowy adres e-mail.

Adres e-mail *

Wpisz treść wiadomości.

Treść wiadomości *