Gmina Mińsk MazowieckiMarianka protestująca

Niejeden rządzący chciałby mieć takie zaplecze w ludziach, jak dyrektorka podstawówki w Mariance. Nauczyciele, rodzice uczniów, radni – wszyscy zacięcie walczyli o to, aby Jolanta Rosołowska kontynuowała swoją pracę na rzecz szkoły. Wójt Piechoski, widząc determinację społeczeństwa, postanowił pójść na pewne ustępstwa. Zrobił to pod wpływem protestujących rodziców i nauczycieli, ale nie wszyscy mu uwierzyli...

Duma obroniona

Poszło o zmanipulowany – zdaniem rodziców - konkurs na dyrektora SP w Mariance. Piechoski nie dał możliwości obecnej dyrektorce na start, bo wstrzymał, a raczej nie przyśpieszył oceny jej pracy. To wywołało oburzenie wśród ludzi, którzy dali tego wyraz podczas spotkania. Bardzo często przerywali mu, nie dawali dojść do słowa. Interesowało ich, czym się kierował podejmując decyzję o konkursie, skoro w innych szkołach od niego odstąpił. Argumentował, że ogłoszenie konkursu jest demokratyczne, a poza tym… nie układała mu się współpraca z panią dyrektor. Ale podkreślił, że nie powie złego słowa na temat dydaktycznego prowadzenia szkoły.
W czym więc jest problem? Głównie w braku szacunku i ambicjach, o czym świadczy także brak oceny w terminie.
- Poprzednia ocena pani dyrektor skończyła się 24 sierpnia 2014 r. Miała czas od 1 września 2014 r. wystąpić z wnioskiem do wójta, ale ani razu ze mną na ten temat nie rozmawiała... Rzeczywiście termin oceny upłynał kilka dni po konkursie... Możecie Państwo domniemywać, podejrzewać, że złośliwie to zrobiłem... Zgodnie z prawem to zrobiłem i to są fakty.
Jednak takie fakty nie przemawiały do ludzi. - My jesteśmy pańskimi wyborcami i po prostu pan powinien się naginać do naszych spraw...To jest też nasza szkoła i nam świetnie się układa współpraca z panią dyrektor, nasze dzieci ją kochają. Wyniki dydaktyczne są bezdyskusyjne... ważne jest nasze wspólne dobro.

Zebrani na spotkaniu bardzo szybko wysnuli wniosek, że sprawa opiera się na gruncie ambicjonalnym. – To jest, tak naprawdę wynik waszych problemów komunikacyjnych, a najistotniejszą sprawą jest utrzymanie poziomu szkoły i utrzymanie dyrektora – stwierdziła jedna z dyskutantek, za co została nagrodzona gromkimi brawami.
Wójt bronił się jeszcze tym, że Rosołowska ani razu nie rozmawiała z nim na temat konkursu, ani na temat kandydowania na dyrektora. Chciała tylko, żeby przyśpieszył wystawienie oceny z ustawowych trzech miesięcy do kilku dni. A to jest niemożliwe... Ktoś zauważył, że nie musiał przecież czekać równe trzy miesiące z oddaniem tej oceny i mógł zrobić to wcześniej. Dlatego też panuje domniemanie, że wójt celowo do konkursu dyrektorki nie dopuścił.
Naprawdę gorąco zrobiło się jednak wtedy, gdy wójt odczytał prośbę matki, aby zwrócił uwagę na sposób przyznawania stypendium w szkole.
Zgiełk trwał w najlepsze, aż w końcu jednemu z dyskutantów udało się przebić i poprosić o wyznaczenie nowego konkursu, a do czasu powołania nowego dyrektora, o powierzenie tych obowiązków Rosołowskiej. Ktoś inny poszedł dalej i sugerował, że od dobrej woli wójta zależy również to, żeby w ogóle odstąpić od tego konkursu.
Wszyscy – nawet radni - pozytywnie wypowiadali się o Rosołowskiej, a radna Kraszewska zaproponowała, aby wójt i dyrektorka zamknęli się w gabinecie i poważnie ze sobą porozmawiali...
W końcu Piechoski uległ naciskom i zadeklarował, że do momentu prawomocnego rozstrzygnięcia konkursu funkcję dyrektora będzie nadal pełniła Rosołowska. Po tej obietnicy nastąpiło rozluźnienie wśród obecnych, a nawet był czas i na żarty.
Obecni jeszcze próbowali przekonać wójta, żeby się zastanowił i powołał dyrektora bez konkursu, bo Rosołowska ma podejście do dzieci, że jest dla nich niemalże jak matka i nie często można spotkać dyrektorkę, która by tak traktowała uczniów. Poza tym szkoła ma się znakomicie, a w tym roku zdobyła piąte miejsce w powiecie. Pokazywali przy tym ranking wyników sprawdzianu w naszym tygodniku, chwaląc za idealne wejście czasowe...
Już na koniec spotkania pojawiła się sama zainteresowana, która podziękowała wszystkim za walkę o jej honor.
- Wśród państwa siedzą moi uczniowie, moje wnuki, bo ta szkoła to 34 lata mojego życia. Znamy się bardzo dobrze, bo ja zawsze wychodziłam na przeciw państwu, nie chowałam się w gabinecie, tylko po prostu byłam przy was, przy rodzicach. Jeżeli pan wójt, państwo radni i państwo jako rodzice obdarzycie mnie dalej zaufaniem to przypuszczam, że nie zawiodę, bo ta szkoła jest moim życiem – deklarowała wyraźnie rozczulona Rosołowska, wpadając w ramiona swych obrońców.
I pierwszy raz od wielu lat uścisnęła prawicę Piechoskiego...

Numer: 27 (926) 2015   Autor: J. Zbigniew Piątkowski





Komentarze

DODAJ KOMENTARZ

Wpisz nick.

Nick *

Nieprawidłowy adres e-mail.

Adres e-mail *

Wpisz treść wiadomości.

Treść wiadomości *