DRODZY CZYTELNICY

Niby są wakacje, niby nasz kraj omal nie stał się zieloną oazą bogactwa, niby mamy rząd na wyjeździe, niby wszystko gra... Tak naprawdę bieda aż skwierczy, głupota... kwiczy, a Polki nie chcą rodzic dzieci. Też na niby, bo tak w ogóle to chcą się kochać i rozmnażać, ale... za granicami kraju. Tam im lepiej i bezpieczniej. Nie tylko finansowo, bo na porodówce niczym się nie zarazi i w pozycji horyzontalnej nie musi oglądać grzybowych wykwitów. Zupełnie poważnie do tego niby-kraju nie da się podejść, a do niby-ludzi trzeba mieć tyle empatii, że przegrzewają się sploty nerwowe. Może jednak są jakieś rady na nasze dyby krępujące nasze niby-życie...

Dyby na niby

DRODZY CZYTELNICY / Dyby na niby

Gdy pierwszy raz usłyszałem o dochodzie podstawowym, czyli płaceniu każdemu tylko za to, że żyje – przeraziłem się tej utopii. Jak to, wystarczy być i się ma forsę na podstawowe potrzeby? Niemożliwe! A jednak po analizie argumentów jestem skłonny zaakceptować to państwowe rozdawnictwo.
Wyjaśnimy najprzód, czym jest powszechny /gwarantowany, minimalny/ dochód podstawowy (DP). To pensja wypłacana przez państwo, na stałym poziomie i regularnie, każdemu dorosłemu członkowi społeczeństwa. Jego wypłata i poziom nie zależą od tego, czy osoba jest bogata albo biedna, mieszka samotnie czy z innymi, jest chętna do pracy lub nie.
W jakim celu? By ludzie pozbyli się lęku, braku bezpieczeństwa i niepewności, by mogli swobodnie się rozwijać i pracować bez przymusu.
To nie komunizm, nawet nie socjalizm, a liberalny humanitaryzm oparty na materialnym fundamencie, na którym można mocno oprzeć każde życie. Mało tego – jakikolwiek inny dochód z pracy może być łączony z dochodem podstawowym. Można się więc
bez ograniczeń bogacić, mając wolne sumienie, że przepychem gwałcimy ubogich.
Ideolodzy PDP twierdzą także, że jest on sprawiedliwy, bo oparty na rzeczywistej wolności dla wszystkich. Bo odchodzi od koncepcji świadczeń dla ubogich i niepracujących, bo ogranicza uznaniowość pomocy społecznej. W Wielkiej Brytanii już działa coś w rodzaju funduszu równych szans – na konto każdego nowo narodzonego dziecka systematycznie wpływają pieniądze. Rodzice nie mają swobody w dysponowaniu nimi. Po osiągnięciu pełnoletności dziecko może zgromadzony kapitał wykorzystać na różne cele.
O dochodzie gwarantowanym w Polsce praktycznie się nie mówi. Politycy i dziennikarze w ogóle się nim nie interesują i nawet w kręgach naukowych rzadko staje się on przedmiotem refleksji. Trudno się temu dziwić – wprowadzenie go do debaty głównego nurtu mogłoby zrewolucjonizować polską politykę i gospodarkę.
Mogłoby również przynieść rewolucję w demografii Polaków. Nie jesteśmy ani głupi, ani leniwi, więc dlaczego polskie kobiety nie chcą rodzić... Czy rzeczywiście jedynym ograniczeniem jest dla nich mamona... Jeśli tak, to szkoda gadać, bo przecież były cięższe czasy i to właśnie wtedy płodziliśmy tyle potomstwa, że wystarczyło na wypasioną prostą reprodukcję. Przykłady można mnożyć, a największym cudem płodności był okres powojenny, kiedy na świat przychodzili dzisiejsi świeżo upieczeni emeryci. Oni wiedzą, jak smakuje życie bez prądu, bieda i wyrzeczenia młodości. Czy są w stanie namówić swoich wnuków do ratowania ojczyzny. Tak ratowania, bo grozi nam katastrofa wyludnienia połączona z gerontokracją, czyli rządami starców. Do roboty, młodzi Polacy! I niech to hasło z czasów stalinizmu nie pachnie żadną ideologią, a prokreacją...

Numer: 31 (930) 2015   Autor: Wasz Redaktor






Komentarze

DODAJ KOMENTARZ

Wpisz nick.

Nick *

Nieprawidłowy adres e-mail.

Adres e-mail *

Wpisz treść wiadomości.

Treść wiadomości *