Gmina Mińsk MazowieckiDiamenty z Mikanowa

Jak to jest przeżyć razem prawie 62 lata? To proste, nie myśleć o bzdurach, tylko pracować, czyli dorabiać się we dwoje. Dzieci są jakby po drodze, co wcale nie znaczy, że niechciane czy niekochane. Owszem, ale na pewno nie do zaplanowania, bo wtedy niczego się nie planowało, a kilka dni po porodzie trzeba było iść za kosą lub z motyką kopać kartofle. Tak opowiadają Marianna i Marian Łuszkiewiczowie, para z diamentowym stażem małżeńskim i ochotą na kolejne, czyli żelazne i kamienne jubileusze...

Twardzi jak skały

Marysia Majszykówna miała w dniu ślubu 24 lata, a Marian był trzy lata starszy, już po wojsku... doświadczony. Nie szukał sobie żony z miasta, bo chciał kobiety na gospodarkę. Zobaczył Marię pierwszy raz na weselu jej siostry. To był incydent, bo przez ponad rok o sobie zapomnieli. A jednak coś Marianowi utkwiło w głowie i wrócił. Może dlatego, że była – jak mówi – do tańca i do różańca. Wiedział od razu, że to będzie jego żona, a ona bez wahania się zgodziła. Ślub w Siennicy wzięli 31 stycznia 1954 roku, a wesele wyprawili w Nowej Pogorzeli, w domu panny młodej... u Majszyków.

O miłości po 60 latach też można pogadać, ale pani Marianna od razu zaznacza, że kiedyś miłość była za skromna i skryta, a dziś jest zbyt otwarta i odważna... O kochaniu się nie mówiło, nawet tylko we dwoje. Wystarczyło za ręce się potrzymać, przytulić się i po randce.

– O gospodarstwie się rozmawiało. Ja musiałam je znać, bo matki nie miałam. Moja jedna siostra wyszła za mąż jak miała 17 lat i miesiąc, a druga jak miała 17 lat bez miesiąca. Dziewięcioro nas było – wspomina pani Marianna. – A ja miałem pięcioro rodzeństwa – dodaje pan Marian.

– A ile żona wniosła mórg? – pytam jubilata. – Trzy morgi – szybciej odpowiada żona. – Nigdy pan jej nie wypominał, że tak mało? – Nieee. – To musiał pan ją bardzo kochać. – Pewnie...

A co jest w małżeństwie najważniejsze, gdy ma się już duże dzieci, jak się człowiek pokłóci...

Mówią, że po prostu trzeba spełniać obowiązki i żyć.

Obowiązki małżeńskie? – Małżeńskie i gospodarskie, żeby mąż był oprany, żeby było ugotowane, sprzątnięte, bo to jest obowiązek żony. A obowiązek męża to w polu robić.

Z gniewem bywało różnie, ale nie dało się żyć bez rozmowy. Najpierw trochę służbowej, a potem już poszło.

– A ja gadałam, gadałam i jak się wygadałam to przeszło. Musiało, bo jakbyśmy nie przebaczali, to do sądu i rozwód – rozpłomienia się Marianna i opowiada, jak gospodarowali na 13 hektarach, trzymając nawet 50 świń. Rządziła żona, bo miała więcej pomysłów i potrafiła przekonywać do ich wdrożenia. Nie żałowała Marianowi władzy i czasem sobie... trochę porządził.

Ciekawe, jak byli blisko 40-50 lat po ślubie... czy to prawda, że jest się wtedy bliżej siebie? – Nie, człowiek robi się już taki obojętny...

– To co, nie trzymaliście się już za rękę? Są takie chwile, że pocieszyć w smutku. No, a przede wszystkim dochować chłopa w takim stanie do 60 lat po ślubie?

– To jest taki organizm. U nas nie było dogadzania, ale ugotowane zawsze było. Chłop więcej dostawał, bo też więcej pracował. Nie lubiłam, żeby mi się mąż kręcił po kuchni, niech idzie robić swoją robotę. Dzisiaj jest nawet tak, że baba nie potrafi ugotować obiadu. Gdy on przychodzi z pracy i gotuje, to ja tego nie rozumiem – rozprawia się z leniwymi żonami pani Marianna.

Ona urodziła pięcioro dzieci i prawie tuż po porodzie szła w pole. Żadne nie było planowane, bo to kiedyś nie było planowania. Kto wtedy czytał książki, kto kogo uświadamiał... Żyło się jak umiało, jak dyktowało serce i rozum.

Jaki jest więc przepis na długie życie we dwoje? – Nie ma, ale jak kto ciekawy, to powiem, by się zdrowo odżywiać, czyli nigdy nie obżerać, jak najmniej smakołyków i wyjadania z lodówki. Do tej pory szpadlem kopię działkę i mam warzywa. Pracować lubiłam i lubię – kończy pani Marianna pochylona nad prezentami, które jubilaci otrzymali za swoje pięcioro dzieci. Będą czytać i wspominać, martwiąc się jedynie, co ludzie powiedzą na taką ich promocję. A niech mówią, bo każdemu nigdy się nie dogodzi i nie każdy miał diamentowy jubileusz...

Poza tym młodzi niech biorą przykład i nie rozwodzą się z byle jakiego powodu. Ślub to święty sakrament i nie można nim wzgardzić przez jedną kłótnię...

Numer: 41 (940) 2015   Autor: J. Zbigniew Piątkowski





Komentarze

DODAJ KOMENTARZ

Wpisz nick.

Nick *

Nieprawidłowy adres e-mail.

Adres e-mail *

Wpisz treść wiadomości.

Treść wiadomości *