Gmina Mińsk MazowieckiPodmińskie złotka 2017

Pobierali się w milenijnym roku, a więc z nadzieją na szczęśliwe małżeństwo. Jednak tylko siedmiu parom spod Mińska Mazowieckiego udało się dożyć we dwoje prezydenckiej nagrody. Będą ją rzadko nosić, ale wspominać z rozrzewnieniem, bo nie dość, że o nich gmina nie zapomniała, to urządziła imprezę, o jakich czytali tylko w Co słychać? Teraz jeszcze mogą obejrzeć się w telewizji. I na pewno pochwalą się licznym wnuczętom...

Śluby na próby

Wójt Piechoski lubi konkrety, więc nie bawił się w długie przypomnienia życia małżeńskiego z jego blaskami i cieniami. Najważniejsze, że wytrwali, bo teraz pierwsza sprzeczka jest ostatnią i dzieci mają niespodziankę... Podobnie sekretarz gminy Jolanta Damasiewicz, która zna smak jubileuszu, bo niedawno świętowała złote gody swoich rodziców. Tak więc oficjalna część z przypinaniem medali za długoletnie pożycie nie trwała długo. A kiedy tort roziskrzyły fajerwerkowe świece, rozdano w szklankach szampana i zabrzmiały chóralne życzenia stu lat z dodatkiem zdrowia, szczęścia i błogosławieństwa od serca Maryi. I już tradycyjnie gminny zespół przygrywał na harmonii wzmacnianej gitarą, a wokalistka intonowała biesiadne szlagiery, podsuwając mikrofon jubilatom, by oni mogli się pochwalić swoim głosem. A kiedy wybrzmiały pierwsze takty tanga, ruszyli na sztuczny parkiet, by tam już naturalnie, jak przed laty pokazać, że są starzy, ale wciąż jarzy.

Wnet też się okazało, że z sześciu obecnych par tylko jedna zasługuje na naszą demograficzna nagrodę. To Danuta i Franciszek Makosowie z Chochołu, którzy pobrali się w wieku 19 i 21 lat, wychowali pięcioro dzieci i mają od nich tyleż wnucząt. Mało, ale obiecali, że młodych pogonią, by choć więcej skorzystali z 500+. Pozostałe pary pobierały się równie młodo, ale miały tylko po 2-3 dzieci. Dlaczego? – Nie było łatwo, cały czas byliśmy na dorobku, a na pomoc też nie można było liczyć – mówili nie bez żalu. Jednak Makosowie się z tej reguły wyłamali, choć oboje pracowali poza Chochołem. Ona jako krawcowa-kaletniczka, on w wodociągach. I codziennie szli do pociągu nie bacząc na śnieg czy błoto... Teraz jest im dobrze, a jak posłuży zdrowie, doczekają większej gromadki wnucząt, a może i prawnucząt.

Numer: 8 (1012) 2017   Autor: J. Zbigniew Piątkowski





Komentarze

DODAJ KOMENTARZ

Wpisz nick.

Nick *

Nieprawidłowy adres e-mail.

Adres e-mail *

Wpisz treść wiadomości.

Treść wiadomości *